|Mount Everest | K2Kangchenjunga| Lhotse| Makalu | Cho Oyu|

| Dhaulagiri | ManasluNanga Parbat |Annapurna |Gasherbrum IBroadpeak |Shisma Panga |Gasherbrum II |

 

                                    K2 - 8611 Metrów 


 

K2

Zdjęcie:  K2 od strony Pakistańskiej. 

Polska Zimowa wyprawa na K2

   
   
   

K2 (8611m n.p.m.) - "górą gór" - druga najwyższa góra świata. Leżący w samym sercu Karakorum K2 jest uważany za najtrudniejszą górę świata do wspinaczki. Aby się dostać do bazy głównej trzeba wspinać się około 7 dni po słynnym lodowcu Baltoro. Po około 4 dniach dociera się do Concordia - miejsca zwanego "salą tronową bogów gór". Nie ma w tej nazwie żadnej przesady - jest to miejsce największego zgromadzenia "ośmiotysięczników" na świecie. Oprócz widoku na K2 są tam też Broad Peak, Gasherbrum I i Gasherbrum II. W końcu tego długiego podejścia staje się pod perfekcyjną piramidą K2.

Kilka słów o historii wspinaczek na K2:
Pierwszymi ludźmi, który weszli na K2 byli Włosi Lino Lacedelli i Achille Compagnoni. Stało się to 31 lipca 1953 roku. Potem nastąpiła długa przerwa aż do roku 1977, kiedy to uczestnicy Japońskiej ekspedycji dotarli do szczytu.
W roku 1979 padł kolejny rekord - Reinhold Messner i Michl Dacher weszli po raz pierwszy bez tlenu.
W 1986 roku po raz pierwszy stanęła na K2 kobieta. Była ją Polka Wanda Rutkiewicz.
Do 1996 roku K2 zdobyło 153 śmiałków. Do tego czasu góra zabiła 46 osób, z czego 21 podczas schodzenia. Najczarniejszym rokiem w historii był 1986, kiedy zginęło 13 osób.

Dlaczego K2 jest trudniejszy niż Mount Everest?
Pierwszym problemem jest położenie. K2 leży w sercu Karakorum i jest znacznie trudniej dostępny niż Everest. Do północnej bazy wspinaczkowej Everestu (od strony Chin) można dojechać jeepem, południowa baza (od strony Nepalu) jest oddalona o tylko trzy godziny drogi od ostatniej wioski. Do bazy pod K2 idzie się 7 dni!
Na K2 jest też znacznie mniej stabilna pogoda. Średnio dobra pogoda do wspinaczki utrzymuje się na Evereście 6-7 dni, na K2 tylko 3-4. Na K2 jest też znacznie zimniej.
K2 jest też znacznie bardziej stromy niż Everest.

K2 - historia zdobycia: Pierwsze wejście

Włosi wrócili pod K2 w 1954 r. Wiedząc, że Amerykanie także powrócą, myśleli tylko o jednym: musi im się udać.

Pierwsze wejście

Włosi wrócili pod K2 w 1954 r. Wiedząc, że Amerykanie także powrócą, myśleli tylko o jednym: musi im się udać. Ekspedycję finansowały wspólnie Włoski Komitet Badań Naukowych, instytucja naukowa, oraz Włoski Klub Alpejski. Miała ona także podwójne cele: zdobycie K2 oraz przeprowadzenie badań geograficznych, geologicznych i przyrodniczych. Komitet, wspierany przez fundusze rządowe, był głównym sponsorem i to jego człowiek miał stać na czele wyprawy. Do tej roli wybrano profesora Ardita Desia, uczestnika ekspedycji księcia Spoleto w 1929 r. Klub Alpejski zaproponował na kierownika grupy wspinaczkowej największego alpinistę, Riccarda Cassina. Gdy obaj panowie pojechali w 1953 r. na rekonesans, objawiła się oczywista różnica nie tylko w funduszach, ale i w sposobie bycia. Desio podróżował po Pakistanie samolotem, Cassin znosił długie i wyczerpujące podróże pociągiem; Desio chodził na wykwintne przyjęcia, a Cassin nie. Po powrocie do Włoch Desio doprowadził do rezygnacji Cassina z wyprawy. Na dodatek kierowany przez Desia komitet wyprawowy ogłosił, że Cassin nie był zdolny do znoszenia rygorów wyprawy. Ta budząca wątpliwości decyzja spowodowała zrozumiałe rozgoryczenie wspinacza.

Trawers kuluaru Bottleneck


Mając teraz wolną rękę, Desio zorganizował obóz selekcyjny i polecił wykonanie testów medycznych, których celem było wybranie najlepszych spośród 23 kandydatów na wyprawę. Ostatecznie pojechali: Enrico Abram, Ugo Angelino, Walter Bonatti, Achille Compagnoni, Cirillo Floreanini, Pino Gallotti, Lino Lacedelli, Mario Puchoz, Ubaldo Rey, Gino Soldŕ i Sergio Viotto. Dr Guido Pagani pełnił funkcję lekarza wyprawy, a w jej skład wchodziło też czterech naukowców – Paolo Graziosi, Antonio Marussi, Bruno Zanettin i Francesco Lombardi – oraz Mario Fantin, któremu powierzono filmowanie wspinaczki. Obserwatorem ze strony pakistańskiej był Ata Ullah, zatrudniono także dziesięciu Hunzów jako tragarzy wysokościowych. Desio opublikował plan ekspedycji, który uwzględniał konieczność właściwej aklimatyzacji i zminimalizowania czasu spędzonego powyżej 7500 m n.p.m. Jednocześnie zawierał sugestie, że wszyscy uczestnicy „powinni przestrzegać diety i reżimu higienicznego, których celem jest utrzymanie ich w stanie maksymalnej wydolności fizycznej. Jest to obowiązek rzutujący na wszystkich (...) niedyspozycja jednego lub więcej uczestników (...) spowodowana przejedzeniem lub nadmiarem alkoholu może zagrozić całemu przedsięwzięciu”. 57-letni Desio uważał, że młodych wspinaczy należy traktować jak uczniów. Sporządził on czterofazowy plan wspinaczki: dotarcie pod górę, wchodzenie na nią i zakładanie obozów, zdobycie szczytu i powrót do domu. Plan ten, niewątpliwie prawidłowy, nie okazał się specjalnie przydatny. Desio każdej fazie przypisał określony czas trwania, ale – jak można było się spodziewać – wszystkie jego wyliczenia okazały się nierealne.

Włoscy wspinacze Achille Compagnoni i Lino Lacedelli na wierzchołku po pierwszym wejściu na K2


Na podejściu, podczas przepychanek pomiędzy Bonattim i Lacedellim, dwoma najmłodszymi członkami wyprawy, ten pierwszy potoczył się w dół stoku, co skończyło się silnym potłuczeniem. Bonatti, obawiając się, by władczy Desio nie dowiedział się o tym incydencie, spędził kilka dni w namiocie z powodu „kłopotów żołądkowych”. Fakt ten mógł przecież wpłynąć na późniejszy wybór zespołu szczytowego. Włosi czynili duże postępy na Żebrze Abruzzi, w czym częściowo pomagał im szczegółowy opis drogi, wykonany przez Charlesa Houstona. Dostarczył on informacji o miejscach, w których znajdowały się obozy i o tym, co mogą w nich znaleźć do jedzenia. Był to typowy szczery gest; Houston podał nawet takie detale, jak ilość pozostawionej przez Amerykanów marmolady. Włosi wykorzystywali kołowrót do wciągania ładunków w niższych partiach góry; z tego samego udogodnienia korzystali w Kominie House’a (House’s Chimney).            

Na Compagnonim trudności tego miejsca nie zrobiły takiego wrażenia jak na późniejszych wspinaczach. Dopiero śmierć Maria Puchoza zmusiła wspinaczy do zatrzymania. Za przyczynę tej tragedii uznano zapalenie płuc, ale z pewnością był to obrzęk. W kronice wyprawy Desio zanotował o jego śmierci „po bardzo krótkich cierpieniach”. Puchoza ściągnięto na dół, by go pochować. Potem zaczęło się ponowne wchodzenie na górę, tym razem spowalniane przez złą pogodę. Desio, którego wiek i brak doświadczenia zmuszały do pozostania na dole, wysyłał regularne, skwapliwie numerowane wiadomości zachęcające wspinaczy; w wielu z nich pojawiały się zadziwiające tony nacjonalistycznego entuzjazmu. Przykładem może być notka, w której podkreślał, że „moralną odpowiedzialnością” jest osiągnięcie sukcesu, a sukces spowoduje, że na całym świecie będą znani jako „mistrzowie swojej rasy”. W tych wiadomościach Desio mówił wspinaczom: „wasza sława będzie trwać przez całe wasze życie i długo po waszej śmierci”. Dodał także: „jeżeli nawet nigdy później nie osiągniecie już niczego ważnego, to i tak będziecie mogli powiedzieć, że nie żyliście na darmo”.

Zła pogoda spowodowała, że wbrew planom Desia dopiero pod koniec lipca założono obóz VIII (na wysokości 7820 m n.p.m., na krawędzi Ramienia) i w związku z tym Włosi nie byli w najlepszej sytuacji do przeprowadzenia ataku szczytowego. Postanowili wcześniej, że będą korzystać z tlenu w drodze z najwyższego IX obozu, ale ograniczone zapasy dotarły zaledwie do obozu VII. W tym czasie tylko sześciu wspinaczy nadal było zdolnych do pójścia w górę, a na dodatek Bonatti, zapewne najsilniejszy z nich, miał tym razem prawdziwe dolegliwości żołądkowe. Desio uczynił Compagnoniego – drugiego pod względem wieku członka zespołu, którego chyba uważał za najsympatyczniejszego – odpowiedzialnym za próbę zdobycia góry. Być może ostatnia niedyspozycja Bonattiego, w połączeniu z wcześniejszą (udawaną), wpłynęła na ocenę przydatności tego wspinacza do ataku szczytowego, dokonaną przez Compagnioniego. Niezależnie jednak od przyczyn, zdecydował on, że w drodze na szczyt towarzyszyć mu będzie Lacedelli. Jednak podjęcie ostatecznej próby zdobycia wierzchołka wymagało nadludzkiego wysiłku również od pozostałych uczestników wyprawy. Gdy dwójka szczytowa wspinała się do góry, by założyć obóz IX, Bonatti i pozostali zeszli z obozu VIII do VII. Mieli stamtąd zabrać tlen oraz inne niezbędne rzeczy i przenieść je aż do obozu IX. Była to wyraźnie ostatnia deska ratunku. To, co nastąpiło później, przez lata stanowiło temat dyskusji, a nawet trafiło do sali sądowej.

Po przyniesieniu aparatów tlenowych do obozu VIII tylko Bonatti i Hunza Mahdi mieli dosyć sił, by iść dalej, ale było już po południu. Bonatti opowiadał, że Compagnoni zgodził się, żeby przenieść obóz IX sto metrów niżej, gdyż miało to pomóc niosącym aparaty tlenowe. Compagnoni twierdził, że kazał założyć obóz IX tak wysoko, jak tylko się da. Ostatecznie, zanim Bonatti i Mahdi dotarli do obozu, zapadła noc. Bonatti utrzymuje, że jego krzyki o pomoc zignorowano, a gdy już nawiązano kontakt głosowy, dwójka szczytowa była zainteresowana jedynie tym, czy przynieśli oni tlen. Compagnoni upiera się, że gdy stało się jasne, iż Bonatti i Mahdi nie zdołają dotrzeć do obozu IX, powiedział im, żeby zostawili tlen i wracali do obozu VIII. Nie mogąc schodzić po ciemku, Bonatti i Mahdi byli zmuszeni spędzić noc pod gołym niebem na wysokości 8000 m n.p.m. Bonatti przeżył to bez szwanku, ale mający gorsze buty Mahdi w wyniku doznanych odmrożeń stracił palce u nóg i rąk.

30 lipca Compagnoni i Lacedelli musieli najpierw zejść po aparaty tlenowe (co potwierdza opinię Bonattiego, że obóz powinien być założony niżej) i dopiero potem ruszyli w stronę szczytu. Śnieg w kuluarze Bottleneck był kiepski, szli więc skałami po lewej stronie (ale nie tak daleko po lewej jak Wiessner w 1939 r.). Compagnoni spadł z małej wysokości. Następnie przetrawersowali poniżej pasma urwisk lodowych. Mimo że skończył im się tlen, kontynuowali wspinaczkę, niosąc całą aparaturę (ważyła ponad 20 kg). Na wierzchołek najpiękniejszego i najtrudniejszego ze wszystkich ośmiotysięczników na Ziemi dotarli o 18.00. Była to ładna i trudna wspinaczka, której skutki Compagnoni odczuł bardzo silnie. Schodząc do obozu VIII, upadał trzy razy, miał szczęście, że z ostatniego, 16-metrowego upadku wyszedł bez obrażeń. Następnego dnia podczas schodzenia z obozu VIII upadł znowu, zsuwając się 200 metrów w dół i zatrzymując w nawianym śniegu. Omal nie stracił przytomności.

Gdy opublikowano kronikę wyprawy, Bonatti był zszokowany sposobem, w jaki pomniejszono rolę biwaku, do którego zostali zmuszeni z Mahdim. Napisał własną wersję wydarzeń i przez lata próbował uzyskać przeprosiny od Włoskiego Klubu Alpejskiego. Gdy je w końcu otrzymał – w czterdziestą rocznicę tamtych wydarzeń – mający wtedy 80 lat Compagnoni był rozwścieczony. Nikt jednak nie zamierzał go słuchać, ponieważ już wcześniej utracił szacunek towarzyszy wyprawy. Stało się to, gdy procesował się z klubem o udział w zyskach z filmu, swoje żądania uzasadniając tym, że stracił kilka palców z powodu odmrożeń, które, jak twierdził, były konsekwencją filmowania na wierzchołku.

Bonatti wygrał proces z dziennikiem zarzucającym mu, że bezwzględnie dążył do tego, żeby to on wszedł na wierzchołek K2. Była to absurdalna sugestia, chociaż bez wątpienia Bonatti czuł się oszukańczo pozbawiony możliwości zdobycia szczytu. Zdaniem Bonattiego, Compagnoni sugerował, że on, Bonatti, jako najsilniejszy, mógłby zastąpić jego lub Lacedellego i z pewnością dlatego Bonatti starał się dotrzeć do obozu IX, by mogło dojść do tej zamiany. Ale po biwaku przetrwanie stało się ważniejsze niż ambicje. Ewidentnie Bonatti czuł się oszukany; w 1955 r. próbował pozyskać sponsorów do wyprawy, w której chciał samotnie powtórzyć tę wspinaczkę. Zamierzał wziąć ważący 25 kg plecak i spędzić tydzień, korzystając z ekwipunku pozostawionego w 1954 r. Nie udało mu się zdobyć pieniędzy na zrealizowanie tego przedsięwzięcia, ale ciekawe, co by było, gdyby udało mu się wrócić na K2. Po wyprawie na K2 Bonatti został największym alpinistą swoich czasów; miał wiele godnych uwagi wejść, które pokazały nie tylko jego fenomenalne możliwości, ale i ogromną siłę woli. Być może udałoby mu się także na K2, ale wtedy historię zdobywania wielkich szczytów trzeba by pisać ponownie. Bonatti jeszcze raz tylko przyjechał w wielkie góry, aby podczas włoskiej wyprawy w 1958 r. zrobić pierwsze wejście na Gasherbrum IV.

 

Historia wypraw:

1909:
Der Herzog von Savoyen leitet eine Expedition, die im SE-Sporn (der Abruzzi-Grat) den besten Aufstiegsweg erkennen. Die Bergsteiger gelangen auf etwa 6000 Meter.

1938:
Amerikaner unter Ch. Houston meistern die Schlüsselstellen am Abruzzi-Grat und gelangen bis zur "Schwarzen Pyramide".

1939:
Der Deutsch-Amerikaner Fritz Wiessner schafft mit einem Sherpa einen Vorstoss bis in Gipfelnähe und scheitert, ohne Flaschensauerstoff zu nutzen, erst wenige hundert Meter unterhalb des höchsten Punktes.

1954:
Einer italienischen Großexpedition und Ardito Desio gelingt die erste Besteigung! Am 31. Juli erreichen A. Compagnoni und Lino Lacedelli den höchsten Punkt über den Abruzzi-Grat.

Lacedelli und Compagnoni am Gipfel des K2.

1977:
Japaner stürmen den K2 mit einem Mammutteam und sind auf dem Weg der Erstbesteiger erfolgreich.

1978:
Zwei Seilschaften der Expedition des Amerikaners J. Whittaker erreichen den K2-Gipfel über den Nordostgrat.

1979:
Eine Kleinexpedition unter Reinhold Messner schafft die vierte Besteigung. R. Messner und Michl Dacher erreichen am 12. Juli den Gipfel.

1981:
Japaner können die Erstbegehung des Westgrates verbuchen.

1985:
Marcel Rüedi und Norbert Joos sind nach 1979 die ersten, die den Gipfel über die Normalroute erreichen. Erhard Loretan und Eric Escoffier erreichen den Gipfel Wochen später.

1986:
Viele Bergsteiger-Teams belagern den Berg. Unter anderem sind die ersten Frauen durch Wanda Rutkiewicz und Lilliane Barrard am Gipfel. Der Franzose Benoit Chamoux steigt in nur 23 Stunden auf den Gipfel! Allerdings gibt nicht nur Gutes zu berichten: der Berg fordert in diesem Jahr mehr Tote als in allen Jahren vorher: 13 Bergsteiger sterben!